Przejdź do głównej zawartości

Wiem jak to jest...

Boisz się... Ja wiem...
Najchętniej wróciłabyś do domu i skuliła się w najciemniejszym kącie swojego mieszkania pogrążając się w rozpaczy i żalu. Płakałabyś tak bardzo i długo aż zabrakłoby Ci tchu. Ja wiem...
Wiem jak to jest... Wiem jak wygląda dno. Wiem jak boli wstawanie z kolan.
Ale wiem też jaką satysfakcję daje pierwszy krok. Ten pierwszy, malutki kroczek ku lepszemu. 

To jak światełko w tunelu do którego z każdym krokiem idziesz szybciej i szybciej a poźniej zaczynasz biec bo widzisz, że naprawdę może być lepiej, że jest dla Ciebie nadzieja.
Wiem jak boli proszenie o pomoc... Wiem jak boli urażona duma... 

Są jednak sytuacje które wymagają pomocy z zewnątrz.
Wiem jak to jest gdy masz wszystko gdzieś... Kolejny dług? 

Kolejny problem? Pfff... wszystko CI jedno... wiem...
Przychodzi jednak taki moment w którym człowiek mówi STOP! 

Uświadamia sobie, ze spadł już na swoje prywatne dno i nie chce tam dłużej być.
Siła jaką musi w sobie znaleźć by stamtąd wyjść jest ogromna...
Przychodzą chwile zwątpienia... myśli które każą przestać, wrócić na dno i dalej użalać się nad sobą...
Siedzenie na kanapie, obżeranie się, życie w stresie i płacz jakie to życie jest straszne, niesprawiedliwe i trudne jest o wiele prostsze niż wstanie i zrobienie czegoś z tym życiem. 

Naprawdę.
Wiem jak to jest gdy człowiek siedzi na kanapie... żre (tak, żre bo jedzeniem tego nazwać nie można) rycząc i oglądając seriale na zmianę.
Wiem... siedziałam tak przez trzy lata.
Trzy lata... Rozumiesz to?
Przesiedziałam i przeżarłam trzy lata swojego życia. 

Gdyby mnie ktoś zapytał co ciekawego zrobiłam przez ten czas nie umiałabym odpowiedzieć bo tylko siedziałam i jadłam a ostatni rok to już w ogóle jakaś porażka...
Przytyłam 35 kilogramów...
Straciłam poczucie własnej wartości, dałam sobą pomiatać i zaczęłam tonąć w długach... 

Niemalże straciłam pracę...
Ja... Kobieta która była wysportowana, zdrowo się odżywiała i nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż to było koniecznie...
Kobieta, która była uważana za profesjonalistkę w swojej dziedzinie...
Kobieta, która starała się rozwiązać każdy problem natychmiast...

Nawet nie wiem kiedy zaczęłam się staczać aż w końcu zrozumiałam, że niżej już upaść nie mogę, że niżej już nie chcę. 
Wiem jak to jest i wiem, że Ty też wiesz. 
Wierzę też, że niemożliwe nie istnieje. Od każdego dna można się odbić, wypłynąć na powierzchnię, zaczerpnąć powietrza i żyć. 
Chcę oddychać... 
Chcę oddychać pełną piersią, cieszyć się tym oddechem i nie oglądać się za siebie.
Chcę spokoju.
Dlatego robię pierwszy mały krok.
Ignoruję cichy głosik w głowie który mówi mi, że nie warto, że lepiej wrócić do domu i zwinąć się w kłębek. 
Mam dość bycia ofiarą. 
Mówię stanowcze nie depresji i mojemu wewnętrznemu krytykowi. 
Mówię głośne tak mojemu życiu i wyruszam do walki o lepsze jutro. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nie chcę żyć na próbę

Początek tego roku to zdecydowanie czas podejmowania trudnych decyzji, czas zmian i dyskomfortu psychicznego. Wychodzę ze swojej strefy komfortu a to boli... Mój mózg aż krzyczy a moje ciało funduje mi silny ból brzucha i nieprzespane noce. Walczę ze swoim wewnętrznym krytykiem i podświadomością która wmawia mi, że jest dobrze, że powinno zostać tak jak jest... Tylko, ze ja wiem, czuję każdym kawałkiem mojego ciała, że nie jest dobrze. Nie mogę w kółko się cofać i robić kroku naprzód bo nigdzie w ten sposób nie zajdę. Ciągle zadaję sobie pytanie gdzie widzę siebie za 5, 10 czy 20 lat... Odpowiedź jest prosta - na pewno nie w tym miejscu w którym jestem teraz. Nie chcę takiego życia. Ostatnio sporo ze sobą rozmawiam i na jedno pytanie nie mogę znaleźć odpowiedzi... Jak mogłam dać się tak stłamsić i pozwolić na zniszczenie moich ambicji? Gdzie jest dawna Karolina do cholery? Dlaczego wszystkiego się boję? Co mi siadło na mózg 8 lat temu? Odpowiedzi na niektóre pytania przyc

Piatek

Wczoraj miałam bardzo ciężki dzień. D po raz kolejny obiecał że wyśle pieniądze dla dziewczyn i oczywiście nic nie wysłał. Czasami mam ochotę usiąść i nie wstać.  Są takie dni gdy najchętniej zawinęłabym się w koc i ryczała ile się da. Wkurza mnie to, że muszę być silna, że wszyscy muszą mi pomagać, że D ma w nosie własne dzieci podczas gdy ktoś inny staje na uszach by im niczego nie brakowało.  Na szczęście już weekend. Dziś lub jutro przyjedzie eM. Choć przez chwilę nie będę myśleć o tym jakie to wszystko podłe i niesprawiedliwe.  Czasami mam wrazenie że żyję od weekendu do weekendu.  Wróciłam do ćwiczeń. Powoli chudnę i zaczynam się dobrze czuć ze sobą. Długo zajął mi powrót do treningów ale w koncu się udało :)